Metropolis

Tak na prawdę nie wiem od czego zacząć, by w miarę syntetyczny sposób przybliżyć, jak obiecałam, fenomen Metropolis, filmu sprzed 90. lat, z epoki kina niemego. Ale spróbuje.

Zacznę od tego, że Metropolis arcydziełem nie jest… Nie jest nawet najlepszym filmem w dorobku Fritza Langa, ale zapisał się w kanonie kina światowego i nie można go nie znać. Czym zatem sobie zasłużył na trwałe miejsce w historii kina? Otóż był to najbardziej widowiskowy film w swoim czasie i przełomowy dla rozwoju kina science-fiction. Do dzisiaj w jakimś stopniu powiela się wzorzec miasta przyszłości zaprojektowany do filmu Langa. Futurystyczne Metropolis nieustannie zadziwia intensywnością wizji, rozmachem scenografii i techniczną pomysłowością. Nosi w sobie jeszcze cechy zanikającej w tym czasie poetyki ekspresjonizmu (scenografia, oświetlenie). Niestety najsłabszą jego stroną jest natomiast…fabuła. Wielce naiwna historia, momentami drażniąca dłużyznami, groteskowym, niezamierzenie śmiesznym aktorstwem i budzącym wątpliwości przesłaniem, nie może uchodzić za artystycznie spełnioną. Reżyser zresztą później przyznał, że dał się ponieść perspektywie kreowania niezwykłej wizji i możliwościom stworzenia monumentalnego widowiska, mniejszą wagę przywiązując do jego treści.

Rzecz dotyczy miasta przyszłości (inspiracja Nowym Jorkiem), tytułowego Metropolis, gdzie na powierzchni, wśród luksusu, dostatku i hedonistycznych uciech żyje klasa panów, a pod ziemią niewolniczo pracujący, ulegli robotnicy. Punkt wyjścia stanowi uczucie, jakie zaczyna żywić syn magnata sterującego miastem i poddanymi mu robotnikami, do dziewczyny z ludu, z „dołu”, Marii. Nie zwykłam zdradzać przebiegu akcji i przy tym pozostanę, jedynie zasygnalizuje że pojawia się tam motyw sztucznego człowieka. Istnieje też powód dla jakiego Metropolis okryło się złą sławą. Mianowicie ten realizacyjny gigant przypadł do gustu krzewicielom Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Upatrywali w nim wyraziciela ideologii nazistowskiej i hołubili jako wielkie osiągnięcie rodzimej kinematografii (konkurującej z Hollywood). W dużej mierze za istotę treści odpowiadała autorka scenariusza Thea von Harbou, prywatnie żona Langa. Zresztą po dojściu nazistów do władzy, Lang wyemigrował a Harbou została na usługach reżimu (to wiele tłumaczy).

Może nie najlepiej zareklamowałam ten film, wskazując na jego słabe punkty. Na koniec wrócę więc do zalet, żeby pozostały pozytywne odczucia. Niewątpliwie potęga wizualna Metropolis robi niezatarte wrażenie, ratując mielizny scenariusza (przerost formy nad treścią to tutaj atut). Ta futurystyczna antyutopia zawiera ikoniczne już kadry (na pewno je rozpoznacie w trakcie seansu), imponuje scenami masowymi (ogromna liczba statystów) i choreografią tłumów (wywiedzioną z teatru Maxa Reinhardta; zainteresowanych odsyłam do źródeł).

Gwoli ścisłości wyjaśnię dlaczego w ogóle piszę o Metropolis. Napomknęłam uprzednio, że wybieram się na nie do kina (mimo że jestem posiadaczką tego filmu na dvd). „Moje” kino z okazji 90. rocznicy premiery dzieła Langa zrobiło niespodziankę i wyświetliło je w zrekonstruowanej i pełniejszej o 25 minut (niż dotychczas dostępna) odnalezionego materiału wersji z oryginalnie napisaną do filmu ścieżką dźwiękową (nie mogłam przegapić takiego wydarzenia). Pomyślałam przy okazji, że to dobry moment na wprowadzenie małej dawki historii kina do mojego bloga.

Dodaj komentarz