Ucieczka z Sacramento

Okazja powrotu do zagadnienia mumblecore pojawiła się szybciej niż można było przypuszczać, a to za sprawą niedawnej premiery Lady Bird, filmu, którego korzeni należy szukać właśnie pośród tego nurtu, wyreżyserowanego przez Gretę Gerwig, artystkę silnie z nim związaną. Jednakże, i przy tej sposobności, nie spodziewam się wyczerpania tematyki, ale jest to dobra okoliczność do przyjrzenia się, na przykładzie ścieżki artystycznej Grety Gerwig, drodze, jaką przeszedł ten odłam kina niezależnego i jaką postać prezentuje obecnie.

Greta Gerwig znana jest przede wszystkim, jako aktorka, ale przed Lady Bird, swoim samodzielnym reżyserskim debiutem, była współodpowiedzialna za kilka scenariuszy z których powstały produkcje zaliczane właśnie do mumblecore. I, jako aktorka, zadebiutowała też w kinie tego typu, filmem Hannah wchodzi po schodach (2007), Joe Swanberga, jednego z naczelnych twórców mumblecore. Oprócz niej (zgodnie z mumblecorowym zwyczajem występów przed kamerą w filmach zaznajomionych kolegów po fachu), w Hannie pojawili się Mark Duplass i Andrew Bujalski (jak pamiętamy, odpowiedzialny za pierwszy mumblecore). Rok później Gerwig zagrała ponownie u Swanberga (podobnie jak i on sam), ale scenariusz i reżyseria Nocy i weekendów, były już jej współudziałem. Oprócz tandemu reżyserskiego w Nocach i weekendach zagrali także Lynn Shelton (przypominam, autorka Siostry Twojej siostry) i, tym razem, Jay z braci Duplass.

Prawie tak samo wyglądała współpraca aktorki z Noah Baumbahem. Zaczęła od roli w jego Greenbergu (2010) (obok m.in. Bena Stillera, Rhysa Ifansa, Jennifer Jason Leigh, Brie Larson i, kolejny raz, Marka Duplassa), po czym napisała z nim scenariusz oraz wystąpiła w tytułowej roli, przebojowej Frances Ha (2012). Następnie był jeszcze jeden scenariusz wespół z Baumbahem do Mistress America, i tam, także jej występ przed kamerą. Po czym przyszedł czas na niezależny start. Oczywiście nie jest to pełna filmografia Gerwig. Skupiłam się na jej współpracy z twórcami mumblecore. Ale trochę się rozpędziłam, musimy się cofnąć do, zdaniem wielu, przełomowego dla mumblecore momentu pojawienia się Frances Ha. Panuje pogląd, że to wspólne dzieło Baumbacha i Gerwig, dzięki uzyskanej popularności, odmieniło status omawianego rodzaju kina. Ta zmiana wiąże się ze zwiększeniem budżetu, zatrudnianiem zawodowych aktorów, a także rosnącą publicznością. Niektórzy krytycy posługują się określeniem post-mumblecore w stosunku do Frances i filmów powstałych po 2012 r. Są też tacy, którzy początki post-mumblecore lokują już wcześniej (choćby przypadek Siostry Twojej siostry, 2011). Idąc tym tropem, Lady Bird musielibyśmy prawdopodobnie zaszeregować, podciągnąć pod post post-mumblecore. Aliści, przecież ciągle wiele nowych produkcji spod znaku mumblecore nie jest promowanych przez znane nazwiska, ani nie wchodzą one do regularnej dystrybucji kinowej, pozostając w niszy festiwalowej. Tak więc taka klasyfikacja rodzi niepotrzebne, moim zdaniem, komplikacje. Może swego czasu kategoryzowanie miało sens, gdy panował ścisły podział na gatunki. Obecnie, kiedy kino jest mocno eklektyczne, nie widzę większego powodu.

Najwyższa pora przejść do meritum. Gala Oscarowa za nami, wiadomo więc już, że żadna z nominacji (a było ich w sumie pięć) dla Lady Bird nie zamieniła się na statuetkę.  Film Gerwig to opowieść o nastoletniej, zbuntowanej, bardzo samoświadomej dziewczynie z Sacrametno, która każe siebie nazywać tytułowym pseudonimem, by zaznaczyć swoją indywidualność i wyrazić sprzeciw wobec wyboru imienia przez rodziców. Oś fabularna dotyczy w dużej mierze jej relacji z surową, apodyktyczną matką, a czas akcji rozgrywa się na przestrzeni jednego roku, decydującego niejako o przyszłości bohaterki, bowiem to ostatnia klasa liceum i czas wielkich zmian. W ciągu tego roku wydarzy się w życiu Lady Bird bardzo dużo. Bohaterka marzy o dalszej nauce w Nowym Jorku i wyrwaniu się z rodzinnego Sacramento i to pragnienie determinuje jej działania. Na ekranie dominuje Lady Bird (w którą wcieliła się Saoirse Ronan, jak dla mnie alter ego Grety Gerwig), ale pojawia się też wiele postaci, trochę jakby mimochodem, od niechcenia, po czym zdajemy sobie sprawę z ich istoty. Podobnie jak z, na pozór, mało istotnych epizodów.

Lady Bird można by potraktować, jako jeden z wielu filmów spod znaku coming of age. Nie jest inaczej. Niemniej jednak, mimo, zdawałoby się mało oryginalnej tematyki buntu, wchodzenia w dorosłość, pierwszych doświadczeń i rozczarowań miłosnych, Lady Bird wyróżnia się niezwykłą lekkością, bezpretensjonalnością, wnikliwością, humorem i, chyba przede wszystkim, szczerością. Ta ostatnia może być wynikiem czerpania reżyserki z własnych doświadczeń. Z łatwością jestem w stanie sobie wyobrazić Gretę Gerwig, jako Lady Bird, a z kolei Lady Bird, jako nastoletnią Frances Ha.

Dodaj komentarz