Hannah i jej siostra. Wokół mumblecore

13. lutego 2018

Nawet nie myślałam robić tego wpisu, ale kronikarska skrupulatność, którą chciałabym w sobie wypracować, tego wymaga. Mianowicie po kilku latach (blisko 7.!) od pierwszego seansu, spontanicznie sięgnęłam ponownie po film Siostra Twojej siostry (Your Sister’s Sister, 2011). Nie zamierzałam o nim pisać, bo wydawało mi się, że nie trzeba go przedstawiać, ale mogę się mylić. W końcu minęło już trochę czasu od kiedy się pojawił
i może niektórzy o nim zapomnieli, albo w ogóle przegapili. Zresztą, chciałabym żeby na łamach Kronik znalazły się kiedyś, przynajmniej krótkie wzmianki o wszystkich „moich” filmach (a są wśród nich te znane, jak i mniej popularne, zatem nie będę się sugerować tym, czy istnieje potrzeba prezentować jakiś tytuł, czy też wszystkim jest znany), co na pewno nie  będzie łatwe przy ciągłym napływie kolejnych.

Zaskoczeniem dla mnie samej było to, że tak długo zwlekałam z powtórnym obejrzeniem Siostry Twojej Siostry (jak już wspominałam prawie każdy film oglądam co najmniej dwa razy). Sądziłam chyba, że bardzo dobrze pamiętam fabułę i nie przypuszczałam, że premiera była aż tak dawno. Jak również zawsze przed taką powtórkową projekcją, podświadomie powstrzymuje mnie obawa rozczarowania i utraty ulubionego filmu wskutek weryfikacji odbioru (co nieraz miało miejsce). Tym razem, mój podskórny niepokój był na szczęście nieuzasadniony…

Siostra Twojej siostry zalicza się do filmowego nurtu określanego mianem mumblecore. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak wyjaśnić co to znaczy. Termin mumblecore nie jest tłumaczony na polski z uwagi na brak dobrze brzmiącego odpowiednika w naszym języku. Swoją nazwę wziął od czasownika mumble, oznaczającego mamrotać, bełkotać, mówić niewyraźnie. Nie brzmi to zachęcająco, prawda? I nic dziwnego, gdyż sformułowanie to zostało użyte dla żartu, ale przyjęło się i tak już pozostało. Miało to miejsce podczas festiwalu South by Southwest w 2005 r. Padło w stosunku do reżysera filmów niezależnych, Andrew Bujalskiego. Wtedy też zaczęto mówić o narodzinach, kształtowaniu się pewnego ruchu, skupionego wokół młodych reżyserów indie. Obok
Z wzajemnością (Mutual Appreciation) Bujalskiego, premierę na tej edycji festiwalu miały The Puffy Chair, braterskiego tandemu Jaya i Marka Duplassów oraz Całowanie w usta (Kissing of the Mouth) Joe Swanberga. Za pierwszy film nurtu przyjęło się podawać debiut Bujalskiego z 2002 roku, o wdzięcznym tytule Funny Ha Ha, któremu początkowo nie udało się uzyskać dystrybucji kinowej, dopiero po kilku latach, retrospektywnie.

Filmy z tego podgatunku kina niezależnego charakteryzują się niskim budżetem, naturalnością, kameralną atmosferą, rozbudowanymi, nadrzędnymi wobec fabuły dialogami, często improwizowanymi. Tematycznie oscylują wokół relacji międzyludzkich i ich złożonej natury, najczęściej związków miłosnych. Dotyczą zwykłych bohaterów (najczęściej w przedziale wiekowym od dwudziestu kilku do trzydziestu kilku lat) i ich codziennych perypetii, zmagań z codziennością. Przeważnie utrzymane są w komedio-dramatycznym tonie. Początkowo produkcje mumblecore obsadzane były naturszczykami, co dodatkowo potęgowało wrażenie autentyzmu. Z czasem zaczęli się w nich pojawiać bardziej znani aktorzy.

Nie mogłabym nie wspomnieć o prekursorach, duchowych ojcach mumblecore. Są nimi John Cassevetes i Eric Rohmer. Wskazuje się także na Richarda Linklatera, jako inspiratora ruchu i znając jego wczesne filmy nie sposób się z tym nie zgodzić. Jak zawsze w takich przypadkach, nic nie jest proste i jednoznaczne, a raczej bardzo umowne, by ułatwić nam wszystkim poruszanie się pośród tak różnorodnego i nieustannie ewoluującego pejzażu kina współczesnego.

Aliści mumblecore pozostał tylko etykietą, metką przypiętą niektórym twórcom, co więcej metką niechcianą. Reżyserzy skarżyli się na tę „szufladkę”, do której zostali wrzuceni nie z własnej woli. Przecież nie stworzyli żadnego ugrupowania, fali, nie wydali manifestu, zatem mumblecore nigdy nie stał się zorganizowanym ruchem.
I jeszcze ta nazwa, w najlepszym razie o pejoratywnym wydźwięku, której nie sposób się pozbyć, nie przysparzała powodów do radości. Jednakowoż ten subgatunek zdobył dużą popularność, zwłaszcza wśród publiczności festiwali, i mimo zauważalnego wyczerpywania się formuły, jego wpływ na współczesne kino niezależne jest nie do przecenienia.

Na pewno będzie jeszcze okazja by powrócić do tego zagadnienia i szerzej je omówić. Niewątpliwie nie poruszyłam wszystkich jego aspektów (choćby przemian, jakim podlega i jak się przedstawia sytuacja obecnie). Nie chciałam też wyliczać nazwisk, tytułów, bo jest tego na prawdę dużo, nie mówiąc już o przeróżnych kontekstach i odniesieniach związanych z mumblecore, które są istotne dla zbudowania historii zjawiska, jakim jest mumblecore.

Przejdę jeszcze na krótko do punktu wyjścia. Siostra Twojej siostry to czwarty (a dla mnie drugi) film reżyserki Lynn Shelton. Pierwszym z jej filmografii, który udało mi się zobaczyć był Humpday z 2009 r. Jak można się domyślić, nie miał on regularnej dystrybucji kinowej (co jest dosyć typowe dla produkcji spod znaku mumblecore, zwłaszcza w pierwszych latach od zaistnienia jego fenomenu), natomiast był pokazywany podczas festiwalu Off Camera. Jeśli się nie mylę, był to mój pierwszy mumblecore w ogóle. Od razu spodobała mi się ta konwencja, no i humor. W Humpday, podobnie, jak w Siostrze wystąpił Mark Duplass, sam reżyserujący (razem z bratem) mumblecorowe filmy (występy przed kamerą w projektach własnych i swoich znajomych, to też powszechna praktyka). Obok Duplassa i Rosemarie DeWitt, aktorki kojarzonej z nurtem, w Siostrze swojej siostry zagrała Emily Blunt. Jej nazwisko
z pewnością przysłużyło się promocji filmu i pomogło „wyjść” z obiegu jedynie festiwalowego.

Siostra Twojej siostry, to intymna opowieść rozgrywającą się w przeciągu kilku, może kilkunastu dni, ograniczona w zasadzie do jednego miejsca i trójki bohaterów. Są nimi Hannah (Rosemarie DeWitt) i jej młodsza siostra Iris (Emily Blunt) oraz jej wieloletni przyjaciel, brat ex-chłopaka, Jack (Mark Duplass). Pobyt ich wszystkich w letnim domku ojca sióstr, przyniesienie im wiele komplikacji i zmian, momentów gorzkich i zabawnych. Być może historia jest odrobinę naiwna, a sylwetki bohaterów nie są szczególnie pogłębione, jednakowoż na tak skromny film dawka humoru i emocji jest wystarczająca.

Siostra Twojej siostry, nawet jeśli nie znalazłaby się na liście 100 najważniejszych filmów w moim życiu, czy w innym podobnym zestawieniu, bez wątpienia daje powody, by do niej wracać.

Dodaj komentarz